SCI Mystery - tom 1 [PL] - Morderczy cień / Rozdział 120: Wabienie węża

 

    – Zaczekaj… Hej! – wołał Bai Chi biegnąc za Zhao Weiem, który właśnie wyszedł ze szpitala i szedł przed siebie szybkim krokiem. Chłopak wyciągnął rękę i złapał go za ramię. Magik zatrzymał się i stanął nieruchomo nie mówiąc ani słowa.
    – Dlaczego się złościsz? – zapytał Bai Chi.
    Mężczyzna zmierzył go uważnym spojrzeniem i zapytał, zamiast odpowiedzieć:
    – Kiedy spotkałeś go po raz pierwszy?
    – Kogo?
    – Zhao Jue.
    – To… to był Zhao Jue? – Chłopak aż otworzył usta ze zdziwienia.
    – Nie wiedziałeś, kim on jest? – Tym razem zaskoczony był Zhao Wei.
    – Spotkałem go tylko dwa razy – powiedział chłopak. – Wydawał mi się miłym i niegroźnym człowiekiem. Czułem się przy nim jak przy starszym bracie.
    Zhao Wei miał coraz bardziej zaskoczoną minę.
    – Skoro to Zhao Jue, to przecież on jest twoim wujkiem? – dodał Bai Chi i potarł brodę przyglądając się magikowi. – W sumie jesteś do niego bardzo podobny. Jak to możliwe, że nie zauważyłem tego wcześniej?
    – Naprawdę wcześniej nie widziałeś podobieństwa? To nie przez wzgląd na niego mi wybaczyłeś i stałeś się dla mnie miły?
    – Co? – zapytał zaskoczony chłopak. – O czym ty mówisz? Nie znałem go aż tak dobrze.
    Zhao Wei ponownie był zaskoczony odpowiedzią, jaką usłyszał. Po chwili pokręcił głową i zaśmiał się pod nosem. Bai Chi spojrzał na niego i poczuł się dziwnie, dlatego zapytał:
    – Nie mów… nie mów, że to dlatego się zezłościłeś?
    Mężczyzna westchnął i usiadł na klombie przed szpitalem.
    – Wiesz, pomyślałem sobie, że gdybym był tobą i ktoś zrobiłby mi w dzieciństwie to, co ja zrobiłem tobie, to nigdy bym mu nie wybaczył.
    Bai Chi podszedł do niego, usiadł obok i czekał na dalsze słowa.
    – A ty wybaczyłeś mi naprawdę szybko i zastanawiałem się, czy był ku temu jakiś powód. – Zhao Wei uśmiechnął się bezradnie. – Dopiero teraz, kiedy zobaczyłem, jak Zhao Jue cię całuje, pomyślałem… Och, czyli to dlatego…
    Słysząc to Bai Chi zrozumiał w końcu sytuację i wymamrotał cichym głosem:
    – To raczej przez to, że nie jestem aż tak bardzo pamiętliwy.
    Zhao Wei pochylił się w jego stronę i powiedział:
    – Nie pozwól innym się całować.
    – A kim są inni? – zapytał oblany delikatnym rumieńcem chłopak.
    – Wszystkimi poza mną – odparł z nutą nieśmiałości w głosie Zhao Wei.
    Bai Chi nie odpowiedział, zmrużył jedynie oczy, a gdy magik zamierzał mówić dalej, nagle usłyszeli melodię z kreskówki Doraemon ustawioną jako dzwonek telefonu Bai Chi’ego.
    – Halo? Bracie? – rzucił chłopak odbierając telefon. – Ach, dobrze, kupię, co trzeba i za chwilę przyjadę.
    Kiedy skończył rozmawiać, spojrzał na Zhao Weia.
    – Brat i pozostali jadą na komisariat. Będziemy szykować się na akcję. Jeśli nie wrócę do kolacji, to wyciągnij sobie z lodówki bento i podgrzej je w mikrofalówce. – Po tych słowach pomachał mu i pobiegł na parking.
    Zhao Wei westchnął głęboko, zapalił papierosa i się nim zaciągnął. Nagle zadzwonił także jego telefon, rzucił okiem na wyświetlacz i poczuł się nieco rozczarowany, bo dzwonił do niego jego dobry znajomy.
    – Hej, wielki magiku! Zachorował mój barman. Przyjdź i pomóż mi dzisiaj wieczorem.
    – Co? – Zhao Wei przewrócił oczami. – Naprawdę myślisz, że jestem w stanie wykonać każdą pracę?
    – Przyjdź. Dzisiaj wieczorem mam bardzo ważnych klientów, nie dam rady bez barmana – błagał jego przyjaciel.
    – Dlaczego nie zatrudnisz profesjonalisty?
    – Żaden nie jest tak przystojny jak ty – odpowiedział mężczyzna. – Musisz przyjść. Proszę. – Po tych słowach się rozłączył.
    Zhao Wei był wściekły i wcisnął telefon do kieszeni płaszcza. Wstał, postanowił jechać do domu i przespać ten dzień. Idąc mamrotał pod nosem:
    – Tylko dureń podkochuje się w dzieciaku, który nic nie rozumie… Prędzej morze wyschnie, niż on się zorientuje, co do niego czuję.

[Komisariat]

    Gdy Zhan Zhao i Bai Yutang zajrzeli do gabinetu komendanta, zobaczyli dziwną scenę. Bao Zheng miał mroczną minę i ledwie powstrzymywał się od wybuchu. Na krześle, naprzeciwko jego biurka siedział Zhao Jue z nogą założoną na nogę, popijał kawę i cały czas mówił:
    – Powiem ci coś, mój drogi przyjacielu. Jeśli będziesz jadł papaje, twoja skóra stanie się jaśniejsza. Słyszałem, że testowano to na szympansach, które zmieniły się w białe goryle. Jako, że jesteś mniejszy niż goryl, trzy miesiące wystarczą, żebyś zmienić cię w człowieka. Nie poddawaj się, w najgorszym razie zrobisz się szary, a to lepsze, niż cera w kolorze sosu sojowego.
    Zhan Zhao i Bai Yutang ledwie powstrzymali się od wybuchu śmiechu. Zapukali i weszli do środka. Kiedy Bao Zheng ich zobaczył, wpadł we wściekłość, mierząc doktora podejrzliwym wzrokiem.
    – Co tu się dzieje?
    Zhan Zhao wymienił spojrzenie z Bai Yutangiem, po czym odpowiedział:
    – Potrzebuję jego pomocy, by zrealizować mój plan.
    – On nie jest policjantem, nie może pomóc – powiedział komendant lodowatym tonem.
    Dowódca i doktor milczeli, za to odezwał się Zhao Jue:
    – Nie bójcie się go, kiedy był młody, był gorszy od was i na dodatek głupszy.
    Bao Zheng omal nie zakrztusił się kawą, którą pił.
    – I był słaby z angielskiego. – Zhao Jue ściszył głos sugerując, że za chwilę opowie jakąś żenującą historię z komendantem w roli głównej. – Kiedyś ścigał obcokrajowca, który coś ukradł. Gonił go przez dziesięć przecznic. A kiedy go złapał, powiedział: „Uciekaj! Uciekaj! O matko! Tygrys się nie złości, co się gapisz? Pokażę ci coś strasznego!”
    Zhan Zhao i Bai Yutang próbowali zachować powagę, ale kąciki ich ust kilkukrotnie zadrżały, a gdy zerknęli w stronę komendanta, zobaczyli, że jego twarz jest ze złości purpurowa.
    Zhao Jue zaśmiał się mówiąc:
    – No proszę, czyli połączenie czerwonego z czarnym daje purpurę, a zawsze myślałem, że brązowy.
    Bao Zheng spojrzał na niego przenikliwie.
    – Chcesz, żebym do niego zadzwonił?
    Te słowa sprawiły, że twarz Zhao Jue momentalnie się zmieniła, szepnął:
    – Nieważne… – I zamilkł.
    Zhan Zhao i Bai Yutang byli bardzo ciekawi, kim jest osoba, o której wspomniał Bao Zheng i dlaczego Zhao Jue tak bardzo się go bał.
    – Co zamierzacie zrobić? – zapytał komendant.
    – Chcemy wprowadzić Jie Jie w stan hipnozy i dać mu wytyczne, by wywabił Du She i wystawił nam Tabera.
    – Hipnoza jest niedozwolona – burknął Bao Zheng.
    Zhao Jue wzruszył ramionami i mruknął pod nosem:
    – Ech, zaściankowa mentalność…
    – Ten rodzaj hipnozy jest bardzo trudny, dlatego nie mogę zrobić tego sam, potrzebuję, by on do mnie dołączył – odparł doktor patrząc na komendanta. – Stawka jest bardzo wysoka, bo do eksperymentów są wykorzystywane małe dzieci. Im szybciej rozwiążemy sprawę, tym szybciej je uratujemy.
    Bao Zheng zamyślił się, a następnie zwrócił się do Bai Yutanga.
    – Co ty na to, kapitanie?
    Dowódca odpowiedział bez chwili namysłu.
    – Ufam osądowi Kota.
    – Hipnoza jest nieetyczna i niedozwolona – wymamrotał Bao Zheng, jakby do siebie.
    – Też jestem zdania, że musimy spróbować – powiedział Ouyang Chun wchodząc przez drzwi do gabinetu z plikiem dokumentów. – Komendancie Bao, ta sprawa jest większa, niż się spodziewaliśmy. Chwilę temu otrzymałem informację, że Taber niebawem chce zacząć działać. Dlatego jak najszybciej musimy zakończyć tę sprawę.
    Bao Zheng bezradnie spojrzał na mężczyzn stojących przed jego biurkiem, na koniec zatrzymał wzrok na Zhao Jue, który puścił do niego oczko z wyraźnym rozbawieniem.
    – Ech! – westchnął komendant. – Muszę do kogoś zadzwonić.
    Zhan Zhao i Bai Yutang wymienili spojrzenia i zapytali:
    – Do kogo?
    – Do kogoś, kto powiedział, że jeśli kiedykolwiek zbliżysz się do Zhao Jue, on chce być przy tym obecny – odpowiedział Bao Zheng i wyciągnął telefon.
    – Kim on jest? – zapytał zdezorientowany doktor.
    – Twoim ojcem – odpowiedział Bao Zheng i machnął na nich ręką. – Idźcie się przygotować.
    Dowódca wyprowadził za drzwi zdziwionego Kota, a Zhao Jue pochylił się nad biurkiem komendanta i powiedział:
    – Powiedz Qitianowi, żeby przywiózł arbuza. Są teraz wyjątkowo słodkie, a przy okazji niech przywiezie ci kilka papai…
    Bai Yutang i Zhan Zhao stali na korytarzu i byli kompletnie zdezorientowani.
    – Co do cholery wyrabiają ci staruszkowie? – zapytał dowódca.
    – Przecież od dawna wiemy, że się znają – odpowiedział doktor. – Jednak znając bezwzględność Bao Zhenga, to jeśli Zhao Jue jest tak zły, jak mówił, nie rozumiem, dlaczego ich relacja jest tak dobra.
    Bai Yutang pokręcił głową nie potrafiąc odpowiedzieć mu na to pytanie. Nagle podbiegł do nich Bai Chi, który właśnie przyjechał ze szpitala.
    – Chi Chi, masz wszystko, o co prosiłem? – zapytał Zhan Zhao.
    – Tak – odpowiedział chłopak i podał mu torbę. – Mam wszystko.
    Dowódca otworzył ją i zajrzał do środka. Były tam wszelkiej maści zabawkowe pistolety.
    – Kocie, po co ci tyle tego?
    – Za chwilę się dowiesz – odpowiedział doktor i uśmiechnął się tajemniczo. W międzyczasie z gabinetu Bao Zhenga wyszedł Zhao Jue.
    – Wieki minęły, odkąd byłem tu ostatni raz. Trzeba przyznać, że porządnie wybudowali ten budynek.
    Podszedł do nich, zobaczył torbę pełną pistoletów zabawek i uśmiechnął się znacząco.
    – Tak to sobie wymyśliłeś. Dobry pomysł i faktycznie ciężki do zrealizowania.
    Gdy poszli do pokoju przesłuchań, wyszedł z niego Ma Han i powiedział:
    – Szefie, wszystko przygotowane. Jie Jie został unieruchomiony. Muszę przyznać, że ten dzieciak jest tak silny, że gdyby nie pomoc Luo Tiana, nie dalibyśmy rady.
    – Włącz mu jakąś muzykę, która go uspokoi. Najlepiej, żeby śpiewali po włosku – odparł Zhao Jue i uśmiechnął się do Ma Hana.
    Zaskoczony mężczyzna patrzył to na niego, to na Zhan Zhao.
    – Zrób to – odrzekł doktor, a Ma Han przytaknął i ponownie wszedł do pokoju przesłuchań.
    Zhao Jue podrapał się po brodzie, po czym podszedł do Bai Yutanga i powiedział:
    – Jestem głodny.
    Dowódca spojrzał na doktora, który otworzył drzwi pokoju przesłuchań, by wejść do części, w której zza weneckiego lustra można obserwować zatrzymanego.
    – Też chciałbym porozmawiać z nim na osobności – powiedział Zhan Zhao.
    – Bai Chi. – Dowódca poklepał kuzyna po ramieniu. – Idź do kantyny i kup coś do jedzenia.
    Po tych słowach usiadł na krześle stojącym przed pokojem przesłuchań, zerkając na Kota.
    – Idźcie sobie pogadać o swoich sprawach, a ja poczekam przy drzwiach, bo nie czuję się komfortowo, jeśli zbyt długo zostajesz z nim sam na sam.
    Zhan Zhao i Zhao Jue weszli do środka i zamknęli za sobą drzwi. Bai Chi spojrzał na kuzyna i zapytał:
    – Bracie, co mam ci kupić?
    Dowódca odpowiedział unosząc brew.
    – Kanapkę z trzynastoma łyżkami musztardy.
    – Przechodzisz na dietę? – zapytał chłopak tłumiąc śmiech i szybko uciekł, bo Bai Yutang zmierzył go wrogim spojrzeniem.
    Zhan Zhao i Zhao Jue usiedli za stołem i patrzyli zza szyby na Jie Jie, który słuchał muzyki.
    – Świetny dobór muzyki. Twoi ludzie są bardzo pomysłowi.
    Zhan Zhao odpowiedział nie spuszczając wzroku z Jie Jie.
    – To nie mój człowiek, tylko mój kolega.
    – Hehehe – zaśmiał się Zhao Jue.
    – Tym razem to ty wykonasz hipnozę, ja tylko ci pomogę – dodał doktor.
    – Myślisz, że to zrobię? – zaśmiał się mężczyzna. – Nie boisz się, że spłatam ci figla?
    – Są pewne kwestie, których nadal nie potrafię rozgryźć. – Zhan Zhao stopniowo zaczął ściszać głos. – Sam nie wiem, jak potężny jesteś, dlatego chcę to sprawdzić. Poza tym, skoro chcesz nam pomóc, musisz mieć w tym cel, nawet jeśli zamierzasz pomóc Leonardowi poszerzyć strefę wpływów.
    Zhao Jue przez chwilę wpatrywał się w niego.
    – A co, jeśli jestem po stronie Tabera?
    Zhan Zhao delikatnie zmarszczył brwi.
    – Nie sądzę, żebyś pomagał Taberowi, to by było totalnie nie w twoim stylu. Poza tym to, co zamierzamy zrobić, jest ryzykowne, to działanie na skróty, a za to zawsze trzeba zapłacić pewną cenę. Jednak w tym momencie ważniejsze jest, by uratować ludzkie życie i opanować tę całą sytuację. Tak myślimy razem z Yutangiem i dlatego postanowiłem poprosić cię o pomoc.
    Zhao Jue milczał dłuższą chwilę, aż w końcu powiedział:
    – Jest szansa, że naprawdę możesz być szczęśliwy.
    Doktor nie rozumiał, o co mu chodzi, dlatego odwrócił się, by na niego spojrzeć.
    – Rzeczywiście wyświadczam Leonardowi przysługę – zaśmiał się Zhao Jue. – Ponieważ on też może coś zrobić dla mnie.
    – Co cię łączy z moim ojcem? – zapytał doktor po chwili namysłu.
    Zhao Jue na moment zamarł, po czym zakrył usta tłumiąc śmiech.
    – Nie powiem ci.


    Gdy Bai Chi wsiadł do windy z kanapką, o którą prosił Bai Yutang, wpadł na znajomą twarz.
    – Wujek… Wujek Zhan. – Ostrożnie przywitał się chłopak.
    Zhan Qitian widział go już kilka razy i przywitał go skinieniem głowy.
    Bai Chi zawsze bał się emanujących tak potężnie zimną aurą ludzi. A teraz był zamknięty w windzie z jednym z nich i czuł, że ten chłód zaraz go pochłonie. Jednak nie mógł oprzeć się, by nie spojrzeć na twarz tego mężczyzny. Nic dziwnego, że Zhan Zhao jest taki przystojny, jego ojciec to istna ikona piękna. Jest taki onieśmielający. Chłopak spojrzał na jego dłonie, które były jasne i piękne, nie wyglądały, jakby należały do prawie pięćdziesięcioletniego mężczyzny.
    – Nie wychodzisz? – zapytał Zhan Qitian, wyciągając rękę, by zablokować drzwi i z rozbawieniem patrząc na Bai Chi’ego.
    – Ach! – Chłopak momentalnie wrócił myślami na ziemię i zorientował się, że winda już dojechała do celu. Oblany rumieńcem wybiegł przez drzwi.
    Zhan Qitian nie wiedział, czy ma się śmiać, czy płakać, że taki dzieciak pojawił się w rodzinie Bai. Wychodząc z windy przystanął na chwilę i wziął głęboki wdech, dopiero potem ruszył naprzód.
    Bai Chi wszedł do pokoju przesłuchań i podał Zhao Jue kanapkę zamówioną przez dowódcę. Mężczyzna ją wziął i od razu się w nią wgryzł. W tym momencie przez drzwi wszedł Zhan Qitian w towarzystwie dowódcy.
    Gdy ci dwaj mężczyźni spojrzeli na siebie, wydawało się, jakby byli zawstydzeni. Bai Yutang i Zhan Zhao bacznie obserwowali ich reakcję. Zhao Jue nagle odłożył kanapkę, zasłonił usta i wpadł w ramiona pana Zhana jęcząc:
    – To takie ostre, Qitian, zaraz się uduszę!
    Zhan Qitian zesztywniał, a jego twarz zrobiła się blada.
    Dowódca uniósł brew patrząc na Kota. Zobacz, są sobie całkiem bliscy.
    Zhan Zhao odpowiedział mu wściekłym spojrzeniem. A żeby cię, przebrzydła Myszo. Nie masz dość problemów?

Tłumaczenie: Antha

Korekta: Nikkolaine

***





   Poprzedni 👈             👉 Następny 

Komentarze