SCI Mystery - tom 1 [PL] - Morderczy cień / Rozdział 121: Hipnoza

 

    Atmosfera w pokoju stała się niezręczna, a Zhao Jue jeszcze ją podsycił podchodząc do Zhan Qitiana i nucąc pod nosem. Ciężko było się zorientować, czy próbował z nim flirtować, czy tylko żartował.
    Bai Yutang i Zhan Zhao spojrzeli na twarz pana Zhana i nagle obaj poczuli dziwną ulgę, zwłaszcza doktor, który zobaczył, że twarz jego zawsze spokojnego i surowego ojca zaczęła się w naturalny sposób zmieniać. Doktor nie potrafił wyjaśnić dlaczego, ale poczuł się szczęśliwy.
    Zhao Jue otarł się głową o jego ramię i spojrzał na twarz Zhan Qitiana, która była wyjątkowo blisko jego twarzy. Wyciągnął rękę i szturchnął go w policzek mówiąc:
    – Naprawdę nic się nie zmieniłeś, a szczególnie twoja twarz.
    Zhan Qitian zmarszczył brwi i cofnął się o krok. Zhao Jue też się cofnął i spojrzał najpierw na Bai Yutanga, a potem na kanapkę leżącą na stole.
    – Zapach musztardy dało się wyczuć przez opakowanie.
    Dowódca spojrzał na Zhan Zhao i powiedział z przekąsem:
    – Skoro i tak to zjadł, to znaczy, że zamierzał wykorzystać twojego tatę.
    Doktor spojrzał na niego z politowaniem, po czym podszedł do ojca i się przywitał:
    – Tato.
    Zhan Qitian skinął głową. W tym czasie Zhao Jue uśmiechnął się chłodno i spojrzał przez weneckie lustro na Jie Jie.
    Zhan Qitian skinął na syna, by wyszedł z nim na zewnątrz, chciał z nim porozmawiać w cztery oczy. Doktor przytaknął i ruszył za ojcem, łapiąc spojrzenie Bai Yutanga, które mówiło: Uważaj na siebie, Kocie.
    Gdy drzwi się zamknęły, Zhao Jue podszedł do nich, przyłożył ucho i zaczął nasłuchiwać. Bai Chi patrzył na to i czuł, że atmosfera robi się znowu niezręczna, a co gorsza, nie miał pojęcia, co powinien zrobić.
    Zhan Zhao nie czekał, aż jego ojciec zacznie rozmowę i zapytał:
    – Tato, znasz Zhao Jue? Co was łączy?
    Zhan Qitian zastanowił się przez chwilę, po czym przekrzywił delikatnie głowę i odpowiedział:
    – To podobny związek do tego, który kiedyś łączył ciebie i Yutanga.
    Doktor zarumienił się, skupiając na słowie: kiedyś. Nie tylko on oblał się pąsem, również Bai Yutang stojący za drzwiami poczuł, jak policzki mu płoną. Niemożliwe… skoro ojciec Kota o tym wie, to oznacza, że mój staruszek też? Bał się reakcji ojca, uważał, że jest zrzędliwy i małostkowy, i gdyby dowiedział się, co jest między nim a Zhan Zhao, pewnie by go zastrzelił. I teraz dowódca zachodził w głowę, dlaczego do tej pory nie zareagował.
    Nagle poczuł na karku czyjś oddech i to wyrwało go z oszołomienia. Instynktownie zrobił unik, odsuwając się od zbliżającego się do niego Zhao Jue. Usta mężczyzny niemal musnęły jego policzek, przez co dowódca zbladł i posłał mu ostrzegawcze spojrzenie. Zhao Jue wydał usta i burknął obrażonym głosem:
    – Skąpiradło.
    Bai Yutang przestał zawracać sobie nim głowę i skupił się na rozmowie Kota z ojcem, chociaż kątem oka obserwował, co się dzieje w pokoju.
    – Powiedz, co takiego zrobił, że dwadzieścia lat temu trafił do więzienia? – zapytał Zhan Zhao, czując jak jego myśli pogrążają się w chaosie.
    Zhan Qitian nie odpowiedział od razu, przez chwilę patrzył na syna, nawet wyciągnął rękę, by poprawić mu włosy. Na koniec zapytał bardzo łagodnym tonem:
    – A ty, co o tym myślisz?
    – Ja? Nie wiem…
    Zhan Qitian uśmiechnął się i pokręcił głową.
    – Uważasz go za dobrego, czy złego człowieka?
    Doktor nic nie odpowiedział.
    – Nie wracaj do tego, co wydarzyło się dwadzieścia lat temu – powiedział pan Zhan.
    Zhan Zhao zamarł i spojrzał na ojca.
    – Lepiej, żeby niektóre sprawy zostały w przeszłości – dodał mężczyzna bardzo cicho. – Nie drąż tego tematu.
    Doktor nie wyglądał na przekonanego, za to jego ojciec westchnął, zmarszczył czoło i odrzekł:
    – Jeśli będziesz próbował wracać do przeszłości, zabronię ci spotykać się z Yutangiem.
    Zhan Zhao był zaskoczony, podobnie jak Bai Yutang stojący za drzwiami, który bardzo nieładnie się zmarszczył. Spojrzał w bok i zobaczył pogardliwy uśmiech na twarzy Zhao Jue.
    – Tylko tyle chciałem ci powiedzieć – dodał na koniec Zhan Qitian. – Przemyśl to sobie i trzymaj się z dala od Zhao Jue. – Nagle zapukał w drzwi i rzucił: – Pamiętaj, jeśli obaj zaczniecie zagłębiać się w przeszłość, będzie to koniec waszego związku.
    Doktor czuł się zawstydzony, podobnie jak dowódca, który musiał przyznać, że wujek Zhan jest bardzo przebiegły, jak na ojca Kota przystało. Zhan Qitian spojrzał na syna i kiwnął głową.
    – Dbaj o siebie. – Po tych słowach odwrócił się i poszedł w stronę windy.
    Doktor odetchnął i otworzył drzwi. Zobaczył stojącego w nich Bai Yutanga ze skrzyżowanymi ramionami. Patrzyli na siebie przez chwilę i czuli, że obaj są odrobinę zdezorientowani i przygnębieni. Dobrze wiedzieli, że natura ludzka jest przewrotna. Im bardziej ktoś cię powstrzymuje przed poznaniem prawdy, tym bardziej chcesz ją odkryć. I tak było w przypadku dowódcy i doktora, teraz jak nigdy wcześniej byli ciekawi przeszłości Zhao Jue. A ten stał obok i mruczał przekleństwa przed nosem:
    – Co za wielka bryła lodu, ten idiota.
    Bai Yutang i Zhan Zhao spojrzeli na siebie znacząco. Co za sekrety ukrywają przed nimi nasi staruszkowie?
    – Zacznijmy – powiedział doktor do Zhao Jue. – Słyszałeś, co powiedział mój ojciec?
    Mężczyzna spojrzał na niego, a kącik jego ust delikatnie się podniósł.
    – Planujesz się poddać?
    Doktor odpowiedział z uśmiechem:
    – To nie kwestia poddania się, zresztą nieważne, mamy ważniejsze rzeczy do zrobienia.
    Zhao Jue wzruszył tylko ramionami.
    – Qitian zawsze martwi się na zapas, sam zrobię to, co trzeba.
    – Najpierw zajmij się tym, po co tu przyszedłeś, o reszcie porozmawiamy później – burknął dowódca.
    – Możemy zaczynać? – zapytał doktor patrząc na Zhao Jue.
    – Kiedy chcesz.
    – Opuście pokój – poprosił doktor i dodał klepiąc Bai Yutanga po ramieniu: – Żaden z was nie może tu zostać.
    Bai Chi był bardzo ciekawy i ociągał się z wyjściem. Nagle podszedł do niego Zhao Jue i rzucił:
    – Jeśli zostaniesz, to ciebie też mogę zahipnotyzować.
    – Zahipnotyzować? – Chłopak spojrzał na niego z zainteresowaniem.
    – Jak cię zahipnotyzuję, to stracisz nad sobą kontrolę – odpowiedział z uśmiechem Zhao Jue. – Będziesz mówił bzdury, będziesz rozbierał się na ulicy albo wyznasz miłość komuś, kogo lubisz.
    Z każdym słowem Bai Chi był coraz bardziej zszokowany. Najpierw spojrzał na Bai Yutanga, potem na Zhan Zhao i zobaczył, że obaj przytaknęli skinieniem głowy. Nagle zbladł, odwrócił się i uciekł.
    Dowódca pokręcił głową i wymienił z Kotem spojrzenie przekazując mu, by był ostrożny. Gdy drzwi się zamknęły, zapadła cisza. Zhao Jue i Zhan Zhao zostali sami. Po krótkiej wymianie zdań poszli do Jie Jie.


    Czas mijał powoli, a Bai Yutang i Bai Chi czekali pod drzwiami. Chłopaki z SCI co chwilę przychodzili sprawdzić, jak się sprawy mają. I tak minęła godzina, dwie godziny, trzy godziny…
    Dowódca nie mógł usiedzieć na miejscu, ale też nie odważył się wejść do środka. Hipnozy nie można zakłócać, nawet najcichszy dźwięk mógł sprawić, że wszystkie starania Zhan Zhao pójdą na marne. I choć jego serce rwało się do działania, musiał trzymać je w ryzach i cierpliwie czekać.
    W końcu, gdy na zewnątrz zaczęło zmierzchać, drzwi się otworzyły i wyszedł przez nie Zhan Zhao.
    – Kocie? – Bai Yutang podszedł do niego, a Bai Chi podał mu butelkę wody. Miał jeszcze jedną dla Zhao Jue, ale ten nie wyszedł na korytarz.
    – Gdzie Zhao Jue? – zapytał dowódca.
    Doktor napił się wody i odpowiedział niemalże szeptem:
    – Dajcie mu jeszcze chwilę odpocząć. – Po tych słowach wskazał Bai Chi’emu palcem drzwi. Chłopak wszedł z wodą do środka i zobaczył mężczyznę, który opierał się o sofę, miał zamknięte oczy i nie było wiadomo, czy śpi, czy tylko odpoczywa.
    Bai Chi podszedł do niego ostrożnie i zapytał:
    – Jesteś spragniony?
    Zhao Jue powoli otworzył oczy i na niego spojrzał, po czym uśmiechnął się mówiąc:
    – Napój mnie.
    Chłopak odkręcił butelkę i przyłożył ją do jego ust. A trzeba przyznać, że Bai Chi potrafił opiekować się ludźmi. Delikatnie przykładał butelkę czekając, aż weźmie łyka i bardzo uważał, żeby się nie zakrztusił.
    – Jeśli hipnoza jest aż tak męcząca, to nie rób jej więcej. – Chłopak skarcił go delikatnie. – Jesteś taki chudy, czy aby dobrze się odżywiasz?
    Zhao Jue spojrzał na niego i zapytał z uśmiechem:
    – A ty potrafisz gotować?
    – Tak – odpowiedział Bai Chi. – Nie mam problemu z przygotowaniem domowych potraw. Jak będziesz miał czas, to odwiedź Zhao Weia, w końcu jesteś jego wujkiem. Ugotuję coś dla was.
    – Hehe! – zaśmiał się Zhao Jue. – Mieszkasz z Weiem?
    – Tak – odparł chłopak i sięgnął po chusteczkę, by wytrzeć mężczyźnie usta. – On mi pomaga, a ja się nim opiekuję, bo sam nie potrafi niczego zrobić, jest jak dziecko we mgle.
    Zhao Jue zaśmiał się głośno, a gdy się wyśmiał powiedział:
    – Nic nie potrafi zrobić? On wszystko potrafi i tylko przy tobie traci te umiejętności.
    Chłopak zamrugał, bo nie rozumiał, o co mu chodzi.
    – Dbaj o Weia – dodał Zhao Jue wstając i gładząc chłopaka po głowie. – On jest jedynym członkiem rodziny, jaki mi pozostał.
    Bai Chi posłusznie przytaknął.
    – Jest niezwykłą osobą – dorzucił Zhao Jue. – Doceń go.
    Nagle chłopak usłyszał głos w swoim sercu, który powtarzał: Doceń go…
    Zhao Jue poklepał go po ramieniu i pocałował go w czoło.
    – Muszę już iść. Nie zobaczymy się przez dłuższy czas, dbaj o siebie.
    Bai Chi skinął głową i patrzył, jak ten mężczyzna odchodzi, czując dziwny smutek w sercu.


    Gdy Zhao Jue wyszedł z komisariatu, na dworze było już ciemno. Wyciągnął telefon i zaczął się zastanawiać, czy dzwonić po taksówkę, czy poprosić Eugena, żeby go odebrał.
    Nagle tuż przy nim zatrzymał się samochód i wysiadł z niego mężczyzna. Spojrzeli sobie w oczy i Zhao Jue odwrócił się, żeby odejść. Nagle został złapany za ramię i siłą wepchnięty do samochodu.
    – Co robisz?! – krzyknął Zhao Jue próbując otworzyć drzwi auta. Niestety te były zablokowane, dlatego wściekły spojrzał na kierowcę, który nie odpowiedział, tylko odpalił silnik i ruszył. Zhao Jue wyciągnął telefon i wybrał numer, ale kierowca wyrwał mu go z ręki.
    – Oddawaj! – Zhao Jue próbował odzyskać telefon. Niestety udało mu się jedynie złapać rękę kierowcy. Zaskoczył tym go i przez moment samochód jechał wężykiem. Nagle skręcił w jedną z bocznych uliczek i się zatrzymał. Mężczyzna siedzący za kierownicą złapał Zhao Jue za rękę i powiedział:
    – Nie narobiłeś już wystarczająco dużo kłopotów?
    – Nic od ciebie nie chcę, to ty mnie szukałeś.
    – Jak to się stało, że trafiłeś do Leonarda? – zapytał kierowca zapalając papierosa.
    – Nie twoja sprawa. – Zhao Jue ponownie szarpnął za klamkę samochodu. – Otwieraj i pal na zewnątrz. Nie chcę być biernym palaczem.
    – Nie zamierzasz się poddać, co? – Mężczyzna zgasił papierosa i spojrzał na niego uważnie. – Może już wystarczy, przecież tak wiele już straciłeś.
    – To nadal za mało! – Oczy Zhao Jue były zimne jak lód. Wyciągnął rękę i złapał go za krawat. – Spójrz na mnie! Nadal jestem taki jak kiedyś, czas nic dla mnie nie znaczy.
    Kierowca nie odpowiedział, jedynie westchnął. Zhao Jue zaśmiał się zimno.
    – Nie poddam się – powiedział i spojrzał mężczyźnie w oczy. – Otwieraj drzwi.
    – Nawet o tym nie myśl – odparł kierowca i sięgnął na tylne siedzenie po linę, którą go związał.
    – Zły facet z ciebie – mruknął pod nosem Zhao Jue i podniósł nogi, próbując kopnąć kierowcę.
    – Hehehe! – Mężczyzna zaśmiał się robiąc unik. Nagle chwycił za kołnierzyk jego koszuli i odsłonił obojczyk, w który się wgryzł. – Miło być młodym, prawda? Nigdy się nie zestarzeć, być zawsze pięknym.
    – Masz tupet – rzekł z pogardą Zhao Jue. – Czego chcesz?
    – Tak, mam tupet – odpowiedział mężczyzna klepiąc go po ramieniu. – Żeby uchronić cię przed kłopotami stwierdziłem, że najlepiej będzie trzymać cię pod kluczem, blisko siebie.
    Po tych słowach ponownie odpalił silnik i ruszył.


    Zhan Zhao siedział na sofie w biurze i pocierał skronie. Wyglądał, jakby intensywnie nad czymś myślał.
    – Kocie, co się dzieje? – zapytał dowódca.
    – Zhao Jue zna pewne szczegóły dotyczące eksperymentu, jaki przeprowadzono na Luo Tianie i innych dzieciach – powiedział pocierając brodę. – A przecież nikt z zewnątrz o tym nie wiedział.
    – To faktycznie dziwne. – Bai Yutang usiadł obok niego. – Luo Tian widział Zhao Jue i nie zareagował w żaden dziwny sposób.
    – Hmm.
    – Szefie! – Usłyszeli krzyk Ma Hana. – Wszystko gotowe.
    Dowódca skinął głową i zaczął wydawać polecenia.
    – Dzisiejsza akcja będzie naprawdę niebezpieczna, dlatego bądźcie ostrożni. Musimy działać sprawnie, ale też dbać o własne bezpieczeństwo.
    – O nic się nie martw – rzucił Ma Han wychodząc z biura.
    – Kocie, chodźmy zapolować na węża. Czas zakończyć tę sprawę, a potem zajmiemy się resztą – powiedział Bai Yutang, ciągnąc za sobą doktora.

Tłumaczenie: Antha

Korekta: Nikkolaine

***





   Poprzedni 👈             👉 Następny 

Komentarze