Counterattack [PL] - Rozdział 203: Czysty geniusz

 

    Wu Suo Wei nie był w stanie zasnąć, z jednej strony był szalenie podekscytowany, z drugiej koszmarnie głodny. Wiercił się w łóżku i w końcu obudził doktora.
    – Wei, co się dzieje?
    – Nic, śpij dalej.
    – Wciąż o nim myślisz?
    – Nie.
    Jiang Xiao Shuai dobrze go rozumiał, bo sam przez to wszystko przechodził.
    – Nie myśl o nim, idź spać – powiedział i złapał przyjaciela za rękę, którą ten trzymał na brzuchu i gdy ją od niego oderwał, dało się słyszeć głośne burczenie.
    – Co to było? – zapytał doktor.
    – To nic, nie czuję się najlepiej i chyba muszę iść do kibelka – odparł chłopak puszczając jego rękę.
    Zamiast do łazienki, poszedł do kuchni w poszukiwaniu jedzenia. Nie włączył światła, żeby nie wzbudzać podejrzeń i po omacku przeszukiwał stół. Niestety nie znalazł tam choćby okruszka, dlatego rozszerzył obszar poszukiwań i natknął się na skrzynkę z owocami. Uśmiechnął się, bo w końcu mógł napełnić brzuszek. Chwycił jabłko i zaczął je pochłaniać.
    Kiedy człowiek jest głodny, to zwykłe jabłko smakuje jak potrawa z restauracji z gwiazdką Michelin. A on był bardzo głodny i jedno jabłko mu nie wystarczyło, dlatego sięgnął po jeszcze jedno, a potem po kolejne. Zjadł trzy jabłka na raz i w końcu poczuł się lepiej.


    Następnego dnia, gdy Jiang Xiao Shuai się obudził, poszedł do kuchni. Zwykle nie zwracał uwagi na ilość posiadanego jedzenia, ale na owoce od Guo Chengyu był bardzo wyczulony. Zebrał z ziemi wszystkie jabłka, bacznie je oglądając, na tyle, że przy okazji je policzył.
    Trzy zniknęły – pomyślał. – Na pewno zniknęły w nocy. Może Wei je zjadł? Nie, to niemożliwe. Nie miał wczoraj apetytu i nie chciał jabłka, które mu proponowałem.
    Gdy zastanawiał się nad tym tajemniczym zniknięciem, zauważył w koszu na śmieci trzy ogryzki. Zmrużył oczy, a jego mózg wszedł na najwyższe obroty. Był dobrym obserwatorem i potrafił wyciągać trafne wnioski. Od razu zauważył, że to, co od kilku dni widział, nie do końca było prawdą.


    Po pracy Wu Suo Wei przyjechał do kliniki i zastał doktora szykującego się do wyjścia. Chłopak wyglądał jak siedem nieszczęść, położył się na łóżku w swoim dawnym pokoju i zapytał:
    – Dokąd idziesz?
    – Do Chengyu.
    – Och! – jęknął Wu Suo Wei nieco rozczarowany.
    Jiang Xiao Shuai próbował coś odczytać z wyrazu jego twarzy, ale nie był w stanie. Dlatego ruszył w stronę drzwi, ale chłopak go zatrzymał.
    – Naprawdę tam pójdziesz?
    – Tak, i nie wrócę na noc.
    – Dobrze to przemyślałeś?
    – Miałem dość czasu do namysłu. – Po tych słowach klepnął go po plecach i wyszedł.
    Gdy samochód doktora zniknął z pola widzenia, na twarzy Wu Suo Weia pojawił się chytry uśmieszek. Tego popołudnia mógł zjeść porządny posiłek, a wieczorem wrócił do firmy. Gdy rozsiadł się w swoim gabinecie, zadzwonił do Chi Chenga.
    – Wykonałem swoją misję wcześniej, niż planowałem. Shuai pojechał do Guo Chengyu.
    Ton głosu Chi Chenga był spokojny, gdy pytał:
    – To znaczy, że mogę przyjechać do ciebie wcześniej?
    – Jeśli nie masz innych planów – odpowiedział z uśmiechem chłopak.
    20 minut później samochód Chi Chenga zaparkował przed firmą Wu Suo Weia. Mężczyzna wszedł do gabinetu nie zawracając sobie głowy, by zamknąć drzwi. Po chwili obaj rzucili się na siebie i zaczęli obsypywać zachłannie pocałunkami. Chi Cheng był tak spragniony, że aż wgryzł się w szyję chłopaka i zaczął dobierać się do jego spodni.
    – Nie boisz się, że to pułapka zastawiona przez twojego nauczyciela?
    – Nie martw się, nie jest aż tak mądry, żeby na to wpaść.
    – A co będzie, jeśli cię znienawidzi, kiedy pozna prawdę?
    – Nie żartuj – prychnął Wu Suo Wei. – Gdyby nie on, to nie wpadłbym w twoje ręce. Chętnie zafunduję mu podobne doznania i mam nadzieję, że Guo Chengyu wyleczy go z nadmiernej gadatliwości.
    Gdy skończył mówić, pocałował Chi Chenga w policzek. Nagle usłyszeli huk drzwi, które walnęły w ścianę, a w wejściu pojawił się wściekły Jiang Xiao Shuai.
    Wu Suo Wei był tak zaskoczony, że natychmiast odskoczył od Chi Chenga. Niestety doktor słyszał całą ich rozmowę. Gdy wyszedł z kliniki, wcale nie pojechał do Guo Chengyu, tylko przyczaił się w okolicy domu, by śledzić swojego przyjaciela. Zgodnie z jego podejrzeniami chwilę po tym, jak chłopak przyjechał do biura, pojawił się tu także samochód Chi Chenga.
    Wu Suo Wei patrzył na doktora przerażonym wzrokiem i nie potrafił wykrztusić z siebie choćby słowa, za to odezwał się Jiang Xiao Shuai.
    – Wy dwaj, jesteście naprawdę świetni. – Po czym, odwrócił się i wyszedł.
    Wu Suo Wei natychmiast pobiegł za nim i próbował się wytłumaczyć. Jednak nic nie wskórał, tylko został spoliczkowany i obrzucony inwektywami. Chłopak kajał się nawet, gdy doktor wsiadł już do samochodu.
    – Shuai, proszę, nie bądź na mnie zły. Nie zrobiłem tego celowo.
    Doktor nawet na niego nie spojrzał, tylko odpalił silnik i ruszył z piskiem opon, zostawiając przyjaciela w chmurze kurzu.
    Po chwili na twarzy Wu Suo Weia znów zagościł uśmiech i zadowolony z siebie wrócił do biura.
    – Szybko, dzwoń do Gui Chengyu, czas na kolejny krok.


    Jiang Xiao Shuai wyłączył telefon i cały wieczór spędził jeżdżąc bez celu po mieście. Widział, jak inni kierowcy spieszą się, by wrócić do swoich domów, tylko on jeden nie denerwował się korkami, bo nie miał dokąd wracać.
    Gdzie jest mój dom? – pomyślał. Miał rodziców, którzy mieszkali bardzo daleko od niego. I chociaż Wu Suo Wei nie miał już mamy, to miał kogoś, kto się o niego troszczył. Gdy pomyślał o przyjacielu, przypomniał sobie słowa, które usłyszał w jego gabinecie i poczuł się przygnębiony.
    Nie chciał wracać do swojego mieszkania, bo po tych kilku nocach spędzonych z Wu Suo Weiem wiedział, że będzie myślał tylko o tym, jak został oszukany. Pojechał do kliniki.
    Była dziesiąta wieczór, gdy nagle doktor usłyszał przez uchylone okno, że na zewnątrz jest jakieś zamieszanie. Zwykle, gdy coś się działo, wybiegał i interweniował, ale dzisiaj nie miał na to siły ani chęci. Włączył swój telefon i zobaczył bardzo długą listę nieodebranych połączeń od Li Wanga, ostatnie sprzed minuty. Serce doktora ścisnęło się z bólu.
    Usłyszał na zewnątrz odgłosy bójki. Czuł się niepewnie, dlatego przysunął się do okna i nasłuchiwał. Zdawało mu się, że słyszy znajomy głos. Chwilę później Li Wang zadzwonił ponownie.
    – Doktorku, jest u ciebie Guo Chengyu?
    – Nie, dzisiaj go nie widziałem. Dlaczego pytasz?
    – Jakąś godzinę temu wybiegł wkurzony z domu i zabronił mi iść ze sobą. Boję się, że w coś się wpakował, dlatego dzwonię.
    Gdy tak sobie rozmawiali, na zewnątrz ktoś krzyknął. Doktor rozłączył się i wybiegł przed klinikę.
    Na boisku koszykówki, tuż obok kliniki, bili się Guo Chengyu i Chi Cheng. Jiang Xiao Shuai stał jak zaklęty, gdy usłyszał, jak Guo Chengyu krzyczy:
    – Jesteście nieludzcy! Jak mogliście tak go okłamać? Dobrze wiecie, przez co przeszedł! A wy to wykorzystaliście, żeby go oszukać! Cheng, kurwa, wolę nigdy z nim nie spać, niż pozwolić mu tak cierpieć! I powiem ci coś, nie pozwolę, żeby ktokolwiek tak z nim pogrywał!
    Te słowa w jednej chwili roztopiły lodowiec w sercu doktora. Cała złość, która w nim buzowała, wyparowała. Słowa Guo Chengyu wymazały niemiłe uczucie, które go dręczyło, że Wu Suo Wei, Chi Cheng i Guo Chengyu spiskowali przeciwko niemu.
    Podszedł do nich bliżej i zawołał:
    – Przestańcie się bić!
    Chi Cheng, który miał już dość, nie odpuścił, dopóki Jiang Xiao Shuai nie wszedł między nich. Doktor nawet na niego nie spojrzał, złapał Guo Chengyu za rękę i powiedział:
    – Chodźmy do domu.
    I choć Guo Chengyu miał łatkę Casanovy, to w tym momencie jego serce zabiło mocniej.
    – Czyli gdzie? – zapytał.
    – Jak to gdzie? Zapominałeś drogi do domu?
    Guo Chengyu uśmiechnął się szczerze i promiennie. A gdy obaj się oddalili, zza rosnącego nieopodal krzaka wyskoczył Wu Suo Wei i wskoczył na Chi Chenga, obejmując go nogami w pasie. Był tak szczęśliwy i podekscytowany, że śmiał się jak dziecko obejmując swojego faceta za szyję.
    – Jestem geniuszem, prawda? – zapytał.
    Chi Cheng przytaknął skinieniem głowy. Wu Suo Wei był tak szczęśliwy, że wskoczył Chi Chengowi na barana i razem wrócili do domu.

Tłumaczenie: Antha

Korekta: Nikkolaine

***





  Poprzedni👈             👉 Następny

Komentarze