– Zhang Yin, prosiłem o sporządzenie kopii zapasowej pliku z dokumentacją. Zrobiłaś to? – zapytał Wu Suo Wei.
– Zgadnij? – odpowiedziała zalotnie dziewczyna.
– Nie wygłupiaj się, mówię poważnie.
Zhang Yin podeszła do niego tak blisko, że jej biust otarł się o jego ramię. Zrobiła to celowo i dodała słodkim głosikiem:
– Przecież też mówię poważnie. Zrobię wszystko, co rozkaże pan prezes Wu.
Wu Suo Wei uśmiechnął się i z przyjemnością przyjął ten gest oddania.
– Wracaj do biurka i przeczytaj dokumenty, które ci tam zostawiłem. Jest ich dość sporo.
Dziewczyna uśmiechnęła się zalotnie.
– Już je przeczytałam.
– Tak szybko? Pozwól, że sprawdzę. – Po tych słowach zadał jej bardzo łatwe pytanie.
Zhang Yin tupnęła nogą i zrobiła naburmuszoną minę.
– Panie Wu, proszę mnie nie dręczyć. To pytanie jest zbyt trudne. Kiedy czytałam o tym, nic nie rozumiałam. Proszę, niech mi pan to wyjaśni.
Nie bacząc na protesty ze strony szefa, dziewczyna zmusiła go, by usiadł na kanapie, a sama zajęła miejsce tuż obok niego i uśmiechnęła się uroczo. Wu Suo Wei wyjaśnił jej wszystko krok po kroku, od czasu do czasu na nią zerkając, a ona wykorzystała te krótkie chwile, by z nim poflirtować, mrużąc zalotnie oczy. Chłopak bardzo się starał zachować spokój, by móc kontynuować wykład, ale nagle Zhang Yin położyła dłoń na jego udzie, uciskając jego wewnętrzną stronę. Wu Suo Wei myślał, że dzieli się z nią wiedzą, a prawda była taka, że wystawił swą cierpliwość i opanowanie na bardzo ciężką próbę.
– Zrozumiałaś? – zapytał.
Zhang Yin, zamiast odpowiedzieć, spojrzała na niego powłóczystym wzrokiem. Jednak Wu Suo Wei był nie w ciemię bity i od razu wyczuł w niej demona. Gdyby nie to, już dawno wpadłby w jej pułapkę.
– Panie Wu, podobam się panu?
– Jako twój szef uważam, że radzisz sobie całkiem dobrze.
Dziewczyna uśmiechnęła się i sunęła dłonią w górę po wnętrzu jego uda.
– Mój wujek ma do pana prośbę, zgodzi się pan mu pomóc? Ze względu na mnie?
– Przemyślę to i nie wykluczam, że się zgodzę.
– Proszę się zgodzić – powiedziała Zhang Yin i rzuciła mu się na szyję.
Silny zapach perfum wtargnął w nozdrza chłopaka. Jego dłonie poczuły przyjemną miękkość ciała kobiety, a w jego wnętrzu odpalił się alarm. Szybko zabrał ręce.
– Później porozmawiamy, a teraz muszę wracać do pracy. Mam pilną sprawę do załatwienia.
Zhang Yin skrzywiła się, mówiąc:
– Dobrze.
Gdy wyszła, Wu Suo Wei zrzucił z siebie maskę dżentelmena i pobiegł do łazienki. Rozpiął marynarkę, a potem rozporek i uwolnił potwora. Musiał mu dać chwilę komfortu. Gdy zerknął przez okno, zauważył samochód Chi Chenga zaparkowany przed firmą. Odkręcił zimną wodę i przemył twarz, by ostudzić płomień namiętności, który w nim zapłonął.
Chi Cheng pojawił się u niego kilka sekund później. Gdy wszedł do gabinetu, chłopak właśnie zapinał rozporek. Mężczyzna bez słowa usiadł na kanapie. Wu Suo Wei wziął głęboki oddech i wyszedł z łazienki.
– Hej, kiedy przyjechałeś?
Chi Cheng spojrzał na niego ponurym wzrokiem, który sparaliżował chłopaka.
Niemożliwe… Chyba nie widział, jak Yin ze mną flirtowała? Nie, niemożliwe. Przecież przyjechał później.
– Coś się stało? – zapytał chłopak.
– Mam kiepski humor.
– Dlaczego?
– Ktoś mnie wkurzył.
– Kto?
– A jak myślisz? Kim oprócz ciebie bym się przejmował?!
Wyraz twarzy Chi Chenga stał się mroczny, a jego krzyk uderzył w chłopaka niczym piorun. Wu Suo Wei rzadko widział, żeby był tak wściekły, dlatego ze strachu omal nie popuścił, a obudzony potwór w jego spodniach natychmiast się uspokoił.
W gabinecie zapanował złowroga cisza. Prezes Wu stał na baczność i bał się mrugnąć.
– Chodź tu.
Chłopak jak w amoku wykonał polecenie. Chi Cheng objął go ramieniem i przycisnął do siebie. Po chwili objął dłońmi jego policzki i zapytał:
– Przestraszyłem cię?
– Niezupełnie.
Mężczyzna w milczeniu głaskał go po głowie, jakby pocieszał płaczące dziecko.
Co się, kurwa, z nim dzieje? W jednej chwili jest wściekły, w drugiej delikatny?
Chi Cheng przytulał go do siebie coraz mocniej, jakby próbował scalić ze sobą ich ciała. Najchętniej zjadłby go co do kosteczki, żeby więcej się o niego nie martwić. Wu Suo Wei wyczuł jego emocje i stwierdził, że na pewno nie chodzi o jego nową sekretarkę.
– Co się z tobą dzieje?
Chi Cheng nie odpowiedział, tylko tulił go do siebie. Po chwili chłopak zasnął na jego ramieniu. Obudził go gong oznajmiający koniec pracy. Spojrzał na Chi Chenga, który miał tak samo ponurą minę jak wcześniej.
– Wracajmy do domu.
Chi Cheng w końcu go wypuścił i patrzył, jak chłopak zbiera swoje rzeczy. Po chwili razem wyszli z biura.
– Gdzie jest twój samochód? – zapytał Wu Suo Wei.
– Nie przyjechałem autem.
– To zaczekaj na mnie, podjadę po ciebie swoim.
– Nie ma takiej potrzeby. Przebiegniemy się do domu.
– Mamy się przebiec? – zapytał zaskoczony chłopak. – Stąd do naszego domu jest 16 km.
– Biegnijmy, jak prosiłem.
Chłopak z nietęgą miną wykonał polecenie i zaczął truchtać za Chi Chengiem. Nie było gorąco, pogoda była wręcz idealna, ale mieli do pokonania całkiem spory dystans. W połowie drogi Wu Suo Wei miał już zadyszkę. Pociągnął za ramię swojego faceta i powiedział:
– Możemy zrobić sobie chwilę przerwy?
– Po co? Przecież biegliśmy tylko chwilkę.
Wu Suo Wei nie skomentował i biegł dalej w milczeniu. Jego teczka nie była ciężka, ale przeszkadzała mu podczas biegu. Za to gdy spojrzał na Chi Chenga, zauważył, że ten wcale nie był zmęczony.
– Pomóż mi z teczką.
Oczywiście Chi Cheng zignorował jego prośbę, a co gorsza, opróżnił kieszenie i dorzucił mu do teczki dwie drewniane kule, telefon, zapalniczkę i dwie torby przekąsek.
Wu Suo Wei zacisnął zęby i biegł za nim dalej, gdy nagle Chi Cheng przyspieszył.
– Wolniej, nie nadążam.
Mężczyzna uderzył go w tyłek tak mocno, że Wu Suo Wei odleciał na pół metra w przód. I tak, motywowany klapsami, w końcu ukończył bieg.
Gdy weszli do domu, chłopak pomyślał, że będzie mógł odpocząć, ale Chi Cheng zmusił go jeszcze do burpeesów, a potem wyciągnął skakankę i gdy Wu Suo Wei zaliczył 1000 podskoków, odpuścił.
Również wieczorem podczas kolacji nastrój Chi Chenga się nie poprawił. Burknął do wykończonego chłopaka:
– Jedz.
– Nie mogę, zaraz zwymiotuję.
– Jedz.
Wu Suo Wei miał wrażenie, że ktoś dodał Chi Chengowi do wody nitrogliceryny.
Po kolacji chłopak był tak zmęczony, że oczy same mu się zamykały i nie miał siły ruszyć choćby palcem. I jak na złość w Chi Chenga znów wstąpił demon.
– Choć jeszcze poćwiczyć.
– Jestem zmęczony.
– Wstawaj. – Mężczyzna podniósł go energicznym ruchem. – Tylko sto pompek. Jeśli nie dasz rady, dostaniesz klapsa.
Wu Suo Wei był wściekły. Do cholery, czym go sprowokowałem? Czemu o tym nie pogadamy? Za co mi się obrywa?
– Nie zrobię.
Chi Cheng nie żartował, nakłonił go, żeby się położył na podłodze, a potem chwycił go za koszulkę i zmusił do zrobienia pompek.
– Cheng, jesteś pieprzonym draniem! Znęcasz się nad słabszymi!
Mężczyzna odpowiedział spokojnie, acz stanowczo:
– No właśnie, jesteś słaby. A skoro jesteś słaby, pozwalasz na to, by cię dręczyć.
Wu Suo Wei zacisnął zęby i przestał się stawiać. Zrobił 100 pompek, potem wstał i nie patrząc na Chi Chenga, poszedł do sypialni, zabrał poduszkę wraz z kołdrą i położył się spać w pokoju gościnnym, zatrzasnąwszy za sobą drzwi z hukiem. Bo jakby nie było, Wu Suo Wei miał swoją dumę.
Tłumaczenie: Antha
Korekta: Nikkolaine
Komentarze
Prześlij komentarz