Counterattack [PL] - Rozdział 211: Nigdy więcej nie przegram

 

    Kiedy Wu Suo Wei zaczął jęczeć i buntować się przy pompkach, Chi Chengowi zrobiło się go żal. Ale zignorował swoje uczucia i wyładował swój gniew na ukochanym.
    Zwykle jeśli sprawa dotyczyła Wu Suo Weia, robił, co mógł, by go ochronić, a gdyby ktoś próbował podważyć jego działania, pękłoby mu serce. I właśnie teraz Chi Cheng musiał zmierzyć się właśnie z tym bólem.
    Kiedy dowiedział się od Gang Ziego, że jego ukochany był prześladowany, nie potrafił sobie z tym poradzić. I choć zdawał sobie sprawę, że nie ma sensu wracać do przeszłości, to jednak gdy wyobraził sobie, że ktoś zrobił Weiowi krzywdę, czuł, jakby w jego serce wbijano gwoździe. To był tak potworny ból, że niemal zaczął nienawidzić chłopaka za to, że jest taki słaby i przez to był ofiarą prześladowania.
    Gdyby Chi Cheng mógł skorzystać z wehikułu czasu i pojawił się przy nim w tym momencie, to na pewno zabiłby dręczyciela, a Wu Suo Weia mocno objął i wrócił z nim do teraźniejszości. Nie umiał sobie poradzić z tym, że ktoś go kiedyś dręczył.
    Gdyby dowiedział się, że pani Wu miała bardzo ciężki poród, podczas którego jej syn omal się nie udusił, to pewnie nie otrząsnąłby się z tego do końca życia. I choć to brzmi dramatycznie, tak właśnie czuł Chi Cheng.
    Podszedł do pokoju, do którego poszedł Wu Suo Wei. Chwycił za klamkę, ale drzwi były zamknięte. Oczywiście miał zapasowy klucz i w końcu wszedł do środka. Wu Suo Wei siedział na łóżku, tyłem do drzwi i próbował się uspokoić. Chi Cheng podszedł do niego i pogłaskał go po głowie, uważnie go obserwując.
    – Dzisiaj dowiedziałem się o pewnej sprawie i poczułem się fatalnie, dlatego…
    – Nawet nie próbuj się tłumaczyć – przerwał mu chłopak. – Znam powód.
    – Znasz?
    – Tak, Gang Zi do mnie zadzwonił. Powiedział, że widziałeś moje stare zdjęcie i się skrzywiłeś. Bał się, że zrobisz coś głupiego, i prosił, żebym miał na ciebie oko.
    Chi Cheng nic nie odpowiedział, za to chłopak czuł się zawstydzony.
    – Pewnie pomyślałeś, że znowu przytyję i będę wyglądał jak wtedy. Ale spokojnie, jeśli tak się stanie, to sam od ciebie odejdę.
    Chi Cheng zaśmiał się pod nosem.
    – Możesz tyć do woli, już cię nie chcę.
    Wu Suo Wei zrobił wielkie oczy, które po chwili się zaczerwieniły, a lawina pięści spadła na Chi Chenga. Po chwili tak się rozkręcił, że bił go, szarpał i gryzł niczym dziki wilk. Mężczyzna pozwalał, by robił, co chce. Gdy Wu Suo Wei się zmęczył, położył się na Chi Chengu.
    – Waga wygra z miłością? – zapytał cichutko.
    Chi Cheng uszczypnął go w policzek i uśmiechnął się delikatnie.
    – Przecież tylko żartuję. Nie masz szans przytyć u mojego boku. Spalimy wszystkie dodatkowe kalorie.
    Wu Suo Wei nic nie odpowiedział i leżał na nim z naburmuszoną miną.
    – Zachowujesz się, jakbym próbował cię zabić. Naprawdę jesteś aż tak zmęczony? Co to za mina? Masz aż tak zły humor?
    Chłopak nadal milczał.
    W końcu Chi Cheng uszczypnął go w wewnętrzną część uda i chłopak krzyknął z bólu.
    – Spadaj!
    Mężczyzna sięgnął głębiej, zamierzając uszczypnąć go w jaja.
    – Komu każesz spadać, co?
    Wu Suo Wei próbował go odepchnąć, ale Chi Cheng mocno go chwycił i zamierzał dać mu nauczkę. Jednak chłopak nie poddawał się, sięgnął po laczka leżącego przy łóżku i bezlitośnie go użył.
    Jeszcze przez chwilę się wygłupiali, aż w końcu Chi Cheng pokonał Wu Suo Weia.
    – Wei Wei, możesz mnie bić, ile chcesz, ale nie możesz pozwalać, by ktokolwiek uderzył ciebie.
    Chłopak był w lekkim szoku, słysząc te słowa.
    – Dlaczego byłeś taki słaby? – kontynuował Chi Cheng. – Dlaczego robiłeś wszystko, co Zhang Bao Gui ci kazał? Dlaczego pozwoliłeś, żeby cię kopnął? Musisz nauczyć się bronić.
    Wu Suo Wei nawet sobie nie wyobrażał, że on mógł się złościć o coś, co miało miejsce lata temu.
    – Nie wiem, co wtedy myślałem, to było tak dawno. Ale nawet jeśli mnie dręczył, to przecież nie przy tobie. Dlaczego tak się tym przejmujesz?
    – Jak to dlaczego? Jaką mam pewność, że to się nie powtórzy?
    – Myślisz, że to możliwe? Myślisz, że ktoś spróbuje mnie zastraszyć?
    Usłyszawszy to, Chi Cheng poczuł się odrobinę lepiej.
    – Obiecaj mi, że będziesz na siebie uważał, że w przyszłości nic ci się nie stanie.
    I chociaż chłopak uważał, że to bez sensu, zgodził się i złożył przysięgę.
    – Obiecuję, że w przyszłości będę na siebie uważał i nic mi nie będzie.
    – Powtórz to jeszcze sto razy.
    Chłopak nie spodziewał się, że taki twardziel będzie się zachowywał jak niewinna nastolatka.
    – Nie – odpowiedział.
    – Skoro nie, to zrób sto pompek.
    – Obiecuję, że w przyszłości będę na siebie uważał i nic mi nie będzie. Obiecuję, że w przyszłości będę na siebie uważał i nic mi nie będzie. Obiecuję, że w przyszłości będę na siebie uważał i nic mi nie będzie…
    W końcu zaczął powtarzać przysięgę. Nie dlatego, że był zbyt zmęczony na kolejną serię pompek, ale wiedział, że jego ukochany naprawdę bardzo się o niego martwi.
    Kiedy skończył, Chi Cheng powiedział:
    – Pamiętaj o tym.
    – O to się nie martw.
    – Jeśli ktoś cię uderzy, dostaniesz za karę 100 klapsów.
    – Dlaczego ja? – Wu Suo Wei się zirytował. – A co, jeśli ktoś zrobi to specjalnie?
    – Nie obchodzi mnie to. Jeśli to zrobi, to będzie oznaczać, że miał ku temu szansę, że wywiódł w pole twoją czujność.
    Co to za logika? Jeśli ktoś mnie oszuka, to gdzie w tym moja wina?
    Gdy miał już wdać się w dyskusję, wpadł na pewien pomysł, dzięki któremu będzie mógł dać upust swemu oburzeniu. Zmienił ton głosu i powiedział:
    – Przypomniałem sobie, jak Zhang Bao Gui mnie pobił. Uderzał mnie w brzuch tak mocno, że potem wymiotowałem…
    – Stop! Nie chcę tego słuchać.
    Chłopak poklepał go po ramieniu i zaczął się śmiać. Zanim skończył rechotać, Chi Cheng zrzucił bombę.
    – Od jutra musisz ćwiczyć dwie godziny dziennie, plus dodatkowa godzina nauki sztuk walki. Jak już poznasz podstawy, pokażę ci kilka niezawodnych ciosów, żebym nie musiał się o ciebie martwić.
    – To może lepiej zatrudnij mi dwóch ochroniarzy – jęknął Wu Suo Wei.
    Ochroniarzy? – pomyślał Chi Cheng. – Robię, co mogę, żebyś nie zatrudnił sekretarki, a ty chcesz dwóch ochroniarzy?
    Wang Zhen był śmiertelnym wrogiem Chi Chenga, który nie zamierzał pozwolić, by jego ukochany miał do czynienia z kimkolwiek z branży ochroniarskiej.
    – Lepiej ufać własnej sile – powiedział, delikatnie ciągnąc go za ucho. – Posłuchaj mnie, tak będzie lepiej.


    Zhang Bao Gui próbował zdobyć trochę informacji od Chi Chenga, dlatego zaprosił jego i szefa departamentu na spotkanie. Jednak nie miał pojęcia, czy Chi Cheng przyjmie zaproszenie. Gdy go zobaczył, uśmiechnął się i poklepał go po ramieniu.
    – Nie sądziłem, że przyjdziesz.
    – Akurat miałem czas.
    – Usiądźmy, pan Zhao pewnie zjawi się lada moment.
    Chi Cheng usiadł przy stole z nieprzeniknionym wyrazem twarzy.
    Po chwili przyszedł jego szef i zamówili obiad. Zhang Bao Gui i pan Zhao rozmawiali podczas posiłku, a Chi Cheng tylko się przysłuchiwał. W końcu jego szef zażartował:
    – Chi Cheng, zwykle szybko wychodzisz ze spotkań. Co się dzisiaj stało, że zostałeś z nami tak długo?
    – Jeszcze się nie najadłam.
    – Hahaha! – zaśmiał się Zhang Bao Gui i przywołał gestem kelnera. – Proszę przynieść jeszcze jedną porcję dla pana Chi. Na co ma pan ochotę? Proszę zamawiać.
    – Wezmę gorące tofu.
    Po chwili podano gliniany garnek, w którym gotowało się białe, sprężyste tofu.
    Chi Cheng podał kawałek Zhang Bao Guiemu.
    – Och, dziękuję, mój chłopcze. Zjem, jak wystygnie.
    – Proszę zjeść, póki jest gorące.
    Mężczyzna nie odpowiedział, tylko włożył gorące tofu do ust. Nie był w stanie go pogryźć, bo paliło mu język. Omal nie zwymiotował.
    – I jak? Smaczne, prawda? – zapytał Chi Cheng.
    Zhang Bao Gui połknął tofu, parząc sobie cały przełyk, i ledwo wykrztusił z siebie:
    – Bardzo smaczne.
    Chi Cheng wyciągnął z garnka kolejny kawałek.
    – To proszę zjeść jeszcze trochę.
    – …
    Po kilku minutach Zhang Bao Gui przeprosił swoich gości i pobiegł do łazienki. Chi Cheng dyskretnie podążył za nim.
    Mężczyzna szybko przebierał nogami i nie zauważył, że ktoś go śledzi. Zorientował się, gdy ktoś go popchnął tak mocno, że poleciał do przodu, uderzając brzuchem o umywalkę. Pod wpływem nacisku w jego żołądku rozpoczęła się rewolucja. Tofu, które zjadł, eksplodowało i wróciło tą samą drogą, którą weszło… Prosto na buty Chi Chenga.
    Gdy Zhang Bao Gui podniósł wzrok, zrobił się trupio blady.
    – Panie Chi, tak mi przykro, ja…
    Wyciągnął z kieszeni chusteczkę, chcąc wytrzeć mu buty. Chi Cheng zatrzymał jego rękę, a jego słowa zmroziły Zhang Bao Guiego.
    – Niech wraca tam, skąd przyszło.

– …

Tłumaczenie: Antha

Korekta: Nikkolaine

***





  Poprzedni👈             👉 Następny

 

Komentarze