Kiedy Wu Suo Wei zaczął jęczeć i buntować się przy pompkach, Chi Chengowi zrobiło się go żal. Ale zignorował swoje uczucia i wyładował swój gniew na ukochanym.
Zwykle jeśli sprawa dotyczyła Wu Suo Weia, robił, co mógł, by go ochronić, a gdyby ktoś próbował podważyć jego działania, pękłoby mu serce. I właśnie teraz Chi Cheng musiał zmierzyć się właśnie z tym bólem.
Kiedy dowiedział się od Gang Ziego, że jego ukochany był prześladowany, nie potrafił sobie z tym poradzić. I choć zdawał sobie sprawę, że nie ma sensu wracać do przeszłości, to jednak gdy wyobraził sobie, że ktoś zrobił Weiowi krzywdę, czuł, jakby w jego serce wbijano gwoździe. To był tak potworny ból, że niemal zaczął nienawidzić chłopaka za to, że jest taki słaby i przez to był ofiarą prześladowania.
Gdyby Chi Cheng mógł skorzystać z wehikułu czasu i pojawił się przy nim w tym momencie, to na pewno zabiłby dręczyciela, a Wu Suo Weia mocno objął i wrócił z nim do teraźniejszości. Nie umiał sobie poradzić z tym, że ktoś go kiedyś dręczył.
Gdyby dowiedział się, że pani Wu miała bardzo ciężki poród, podczas którego jej syn omal się nie udusił, to pewnie nie otrząsnąłby się z tego do końca życia. I choć to brzmi dramatycznie, tak właśnie czuł Chi Cheng.
Podszedł do pokoju, do którego poszedł Wu Suo Wei. Chwycił za klamkę, ale drzwi były zamknięte. Oczywiście miał zapasowy klucz i w końcu wszedł do środka. Wu Suo Wei siedział na łóżku, tyłem do drzwi i próbował się uspokoić. Chi Cheng podszedł do niego i pogłaskał go po głowie, uważnie go obserwując.
– Dzisiaj dowiedziałem się o pewnej sprawie i poczułem się fatalnie, dlatego…
– Nawet nie próbuj się tłumaczyć – przerwał mu chłopak. – Znam powód.
– Znasz?
– Tak, Gang Zi do mnie zadzwonił. Powiedział, że widziałeś moje stare zdjęcie i się skrzywiłeś. Bał się, że zrobisz coś głupiego, i prosił, żebym miał na ciebie oko.
Chi Cheng nic nie odpowiedział, za to chłopak czuł się zawstydzony.
– Pewnie pomyślałeś, że znowu przytyję i będę wyglądał jak wtedy. Ale spokojnie, jeśli tak się stanie, to sam od ciebie odejdę.
Chi Cheng zaśmiał się pod nosem.
– Możesz tyć do woli, już cię nie chcę.
Wu Suo Wei zrobił wielkie oczy, które po chwili się zaczerwieniły, a lawina pięści spadła na Chi Chenga. Po chwili tak się rozkręcił, że bił go, szarpał i gryzł niczym dziki wilk. Mężczyzna pozwalał, by robił, co chce. Gdy Wu Suo Wei się zmęczył, położył się na Chi Chengu.
– Waga wygra z miłością? – zapytał cichutko.
Chi Cheng uszczypnął go w policzek i uśmiechnął się delikatnie.
– Przecież tylko żartuję. Nie masz szans przytyć u mojego boku. Spalimy wszystkie dodatkowe kalorie.
Wu Suo Wei nic nie odpowiedział i leżał na nim z naburmuszoną miną.
– Zachowujesz się, jakbym próbował cię zabić. Naprawdę jesteś aż tak zmęczony? Co to za mina? Masz aż tak zły humor?
Chłopak nadal milczał.
W końcu Chi Cheng uszczypnął go w wewnętrzną część uda i chłopak krzyknął z bólu.
– Spadaj!
Mężczyzna sięgnął głębiej, zamierzając uszczypnąć go w jaja.
– Komu każesz spadać, co?
Wu Suo Wei próbował go odepchnąć, ale Chi Cheng mocno go chwycił i zamierzał dać mu nauczkę. Jednak chłopak nie poddawał się, sięgnął po laczka leżącego przy łóżku i bezlitośnie go użył.
Jeszcze przez chwilę się wygłupiali, aż w końcu Chi Cheng pokonał Wu Suo Weia.
– Wei Wei, możesz mnie bić, ile chcesz, ale nie możesz pozwalać, by ktokolwiek uderzył ciebie.
Chłopak był w lekkim szoku, słysząc te słowa.
– Dlaczego byłeś taki słaby? – kontynuował Chi Cheng. – Dlaczego robiłeś wszystko, co Zhang Bao Gui ci kazał? Dlaczego pozwoliłeś, żeby cię kopnął? Musisz nauczyć się bronić.
Wu Suo Wei nawet sobie nie wyobrażał, że on mógł się złościć o coś, co miało miejsce lata temu.
– Nie wiem, co wtedy myślałem, to było tak dawno. Ale nawet jeśli mnie dręczył, to przecież nie przy tobie. Dlaczego tak się tym przejmujesz?
– Jak to dlaczego? Jaką mam pewność, że to się nie powtórzy?
– Myślisz, że to możliwe? Myślisz, że ktoś spróbuje mnie zastraszyć?
Usłyszawszy to, Chi Cheng poczuł się odrobinę lepiej.
– Obiecaj mi, że będziesz na siebie uważał, że w przyszłości nic ci się nie stanie.
I chociaż chłopak uważał, że to bez sensu, zgodził się i złożył przysięgę.
– Obiecuję, że w przyszłości będę na siebie uważał i nic mi nie będzie.
– Powtórz to jeszcze sto razy.
Chłopak nie spodziewał się, że taki twardziel będzie się zachowywał jak niewinna nastolatka.
– Nie – odpowiedział.
– Skoro nie, to zrób sto pompek.
– Obiecuję, że w przyszłości będę na siebie uważał i nic mi nie będzie. Obiecuję, że w przyszłości będę na siebie uważał i nic mi nie będzie. Obiecuję, że w przyszłości będę na siebie uważał i nic mi nie będzie…
W końcu zaczął powtarzać przysięgę. Nie dlatego, że był zbyt zmęczony na kolejną serię pompek, ale wiedział, że jego ukochany naprawdę bardzo się o niego martwi.
Kiedy skończył, Chi Cheng powiedział:
– Pamiętaj o tym.
– O to się nie martw.
– Jeśli ktoś cię uderzy, dostaniesz za karę 100 klapsów.
– Dlaczego ja? – Wu Suo Wei się zirytował. – A co, jeśli ktoś zrobi to specjalnie?
– Nie obchodzi mnie to. Jeśli to zrobi, to będzie oznaczać, że miał ku temu szansę, że wywiódł w pole twoją czujność.
Co to za logika? Jeśli ktoś mnie oszuka, to gdzie w tym moja wina?
Gdy miał już wdać się w dyskusję, wpadł na pewien pomysł, dzięki któremu będzie mógł dać upust swemu oburzeniu. Zmienił ton głosu i powiedział:
– Przypomniałem sobie, jak Zhang Bao Gui mnie pobił. Uderzał mnie w brzuch tak mocno, że potem wymiotowałem…
– Stop! Nie chcę tego słuchać.
Chłopak poklepał go po ramieniu i zaczął się śmiać. Zanim skończył rechotać, Chi Cheng zrzucił bombę.
– Od jutra musisz ćwiczyć dwie godziny dziennie, plus dodatkowa godzina nauki sztuk walki. Jak już poznasz podstawy, pokażę ci kilka niezawodnych ciosów, żebym nie musiał się o ciebie martwić.
– To może lepiej zatrudnij mi dwóch ochroniarzy – jęknął Wu Suo Wei.
Ochroniarzy? – pomyślał Chi Cheng. – Robię, co mogę, żebyś nie zatrudnił sekretarki, a ty chcesz dwóch ochroniarzy?
Wang Zhen był śmiertelnym wrogiem Chi Chenga, który nie zamierzał pozwolić, by jego ukochany miał do czynienia z kimkolwiek z branży ochroniarskiej.
– Lepiej ufać własnej sile – powiedział, delikatnie ciągnąc go za ucho. – Posłuchaj mnie, tak będzie lepiej.
Zhang Bao Gui próbował zdobyć trochę informacji od Chi Chenga, dlatego zaprosił jego i szefa departamentu na spotkanie. Jednak nie miał pojęcia, czy Chi Cheng przyjmie zaproszenie. Gdy go zobaczył, uśmiechnął się i poklepał go po ramieniu.
– Nie sądziłem, że przyjdziesz.
– Akurat miałem czas.
– Usiądźmy, pan Zhao pewnie zjawi się lada moment.
Chi Cheng usiadł przy stole z nieprzeniknionym wyrazem twarzy.
Po chwili przyszedł jego szef i zamówili obiad. Zhang Bao Gui i pan Zhao rozmawiali podczas posiłku, a Chi Cheng tylko się przysłuchiwał. W końcu jego szef zażartował:
– Chi Cheng, zwykle szybko wychodzisz ze spotkań. Co się dzisiaj stało, że zostałeś z nami tak długo?
– Jeszcze się nie najadłam.
– Hahaha! – zaśmiał się Zhang Bao Gui i przywołał gestem kelnera. – Proszę przynieść jeszcze jedną porcję dla pana Chi. Na co ma pan ochotę? Proszę zamawiać.
– Wezmę gorące tofu.
Po chwili podano gliniany garnek, w którym gotowało się białe, sprężyste tofu.
Chi Cheng podał kawałek Zhang Bao Guiemu.
– Och, dziękuję, mój chłopcze. Zjem, jak wystygnie.
– Proszę zjeść, póki jest gorące.
Mężczyzna nie odpowiedział, tylko włożył gorące tofu do ust. Nie był w stanie go pogryźć, bo paliło mu język. Omal nie zwymiotował.
– I jak? Smaczne, prawda? – zapytał Chi Cheng.
Zhang Bao Gui połknął tofu, parząc sobie cały przełyk, i ledwo wykrztusił z siebie:
– Bardzo smaczne.
Chi Cheng wyciągnął z garnka kolejny kawałek.
– To proszę zjeść jeszcze trochę.
– …
Po kilku minutach Zhang Bao Gui przeprosił swoich gości i pobiegł do łazienki. Chi Cheng dyskretnie podążył za nim.
Mężczyzna szybko przebierał nogami i nie zauważył, że ktoś go śledzi. Zorientował się, gdy ktoś go popchnął tak mocno, że poleciał do przodu, uderzając brzuchem o umywalkę. Pod wpływem nacisku w jego żołądku rozpoczęła się rewolucja. Tofu, które zjadł, eksplodowało i wróciło tą samą drogą, którą weszło… Prosto na buty Chi Chenga.
Gdy Zhang Bao Gui podniósł wzrok, zrobił się trupio blady.
– Panie Chi, tak mi przykro, ja…
Wyciągnął z kieszeni chusteczkę, chcąc wytrzeć mu buty. Chi Cheng zatrzymał jego rękę, a jego słowa zmroziły Zhang Bao Guiego.
– Niech wraca tam, skąd przyszło.
– …
Komentarze
Prześlij komentarz