Counterattack [PL] - Rozdział 212: Wszystko widziałem

 

    Wystarczyło kilka kawałków tofu, by Zhang Bao Gui przeżył traumę. Miał poparzony przełyk i od kilku dni leżał w szpitalu, bo nie mógł jeść i ledwo łapał oddech. Kiedy kaszlnął, miał wrażenie, jakby ktoś walił młotkiem w jego pierś. Jednak najgorszy był ból psychiczny, jaki odczuwał.
    Przez cały pobyt w szpitalu odtwarzał scenę, jaka rozegrała się w toalecie, jak zlizywał własne wymiociny z butów Chi Chenga. To było tak upokarzające, że nigdy się z tego nie podniesie. A najgorsze było to, że nie miał pojęcia, czym go uraził. Przez myśl mu przeszło, że to może mieć związek z Wu Suo Weiem. Nie był do końca pewien, czy kiedyś się spotkali, dlatego poprosił zaufanego pracownika, żeby sprawdził przeszłość prezesa Wu.
    Kiedy dowiedział się, że kiedyś nazywał się Wu Qiang, omal nie zemdlał. Przypomniał sobie, że gdy go spotkał, zobaczył w tym młodym prezesie cień Wu Qianga, jednak szybko wyparł tę myśl, bo aura Wu Suo Weia był kompletnie inna. Co za zbieg okoliczności. Idiota, którego kiedyś lekceważył, stał się odnoszącym sukcesy przedsiębiorcą, a jednocześnie jego przepustką do sukcesu.
    Kiedy przypomniał sobie, jak go traktował, zrobiło mu się słabo ze strachu. Za nic nie zamierzał jednak odpuścić szansy na awans. Wiele lat pracował, by to osiągnąć. Znosił upokorzenia i przetrwał niejedną burzę.
    Gdy odzyskał siły, natychmiast poszedł do Wu Suo Weia. Przyniósł ze sobą wiele upominków i zasypał go deszczem komplementów. Jednak prezes Wu traktował go obojętnie, co oznaczało, że nie żywi do niego urazy, ale nie zapomniał o przeszłości. Ważne było, że jest wobec niego obojętny, bo w tym Zhang Bao Gui upatrywał swoją szansę.
    – Panie Wu, pracowaliśmy razem przez trzy lata i przyznaję, że w tym czasie wiele wycierpiałeś. Zakładam, że to dlatego nie przyznałeś wprost, że mnie znasz.
    – Na początku naprawdę pana nie poznałem.
    – Muszę przyznać, że wydoroślałeś.
    – Nie miałem wyjścia.
    – Nie będę owijał w bawełnę i przejdę do sedna. Chciałbym cię o coś prosić. Nasza firma od dawna stara się o pewien projekt, który jest ważny dla jej dalszego rozwoju. Dowiedziałem się, że pan Chi jest tu osobą decyzyjną. Słyszałem, że jesteś blisko z jego synem, Chi Chengiem, dlatego chciałbym cię poprosić, żebyś pomógł mi go przekonać, by w rozmowie z ojcem polecił mnie do tego projektu.
    Wu Suo Wei uśmiechnął się uprzejmie.
    – Przecenia pan moje możliwości. Nie ośmielę się angażować w tak poważną sprawę.
    Zhang Bao Gui przesunął w stronę chłopaka dziwnie wyglądające pudełko i powiedział:
    – Wiem, że lubisz przekąski, dlatego zamówiłem pudełko ciastek. Ciekawe, czy ci posmakują.
    Chłopak otworzył pudełko, w którym było dziesięć sztabek złota o wartości około 2 mln juanów.
    Wu Suo Wei spojrzał na niego uważnie.
    – Nawet gdybym wspomniał o tym słówkiem, to nie ma gwarancji, że Chi Cheng panu pomoże.
    Zhang Bao Gui skinął na Zhang Yin, żeby podeszła. Dał jej coś, a ona przytaknęła, usiadła obok chłopaka i zaczęła ciągnąć go za ramię.
    – Panie Wu, musi mnie pan zabrać na przejażdżkę.
    – Dzisiaj przyszedłem na piechotę.
    – Proszę nie kłamać, przecież ma pan w kieszeni kluczyki.
    Wu Suo Wei dotknął kieszeni i wyciągnął z niej kluczyki do auta, po czym ponownie spojrzał na Zhang Bao Guiego, mówiąc:
    – Postaram się.
    Mężczyzna wstał z uśmiechem na ustach i powiedział:
    – W takim razie nie będę dłużej przeszkadzał.
    Zhang Yin odprowadziła go do samochodu. Zanim wsiadł, odezwał się do niej:
    – Spełnij wszystkie jego zachcianki.
    Dziewczyna skinęła głową.
    Gdy Wu Suo Wei został sam w gabinecie, nie mógł oderwać wzroku od sztabek złota. Kochał pieniądze, ale był rozsądny. Wiedział, że te sztabki są efektem ciężkiej harówki pracowników niższego szczebla. Przypomniał sobie, jak Zhang Bao Gui wyrzucił go z powodu zakupu drobnej części maszyny, a teraz – by mu się przypodobać – gotów jest oddać miliony. Niestety, nie wiedział, że serce chłopaka nie zabije mocniej na widok tej łapówki.
    Wu Suo Wei prychnął z pogardą i zepchnął pudełko ze złotem na podłogę.


    Kolejnego dnia Zhang Yin chodziła za prezesem jak cień, starając się ze wszystkich sił stworzyć mu szansę, z której mógłby skorzystać. Jednak on miał w głowie jedno: „Nie dam się oszukać”. Trzymając się tej zasady, cieszył się z obecnego stanu rzeczy. W nocy miał przy sobie namiętnego męża, a w dzień seksowną sekretarkę.
    Tego dnia odwiedził go Guo Chengyu i zobaczył, jak ze sobą flirtują. Chwilę wcześniej dziewczyna zawiązała prezesowi oczy i szepnęła:
    – Panie Wu, proszę zgadnąć, gdzie jestem.
    Chłopak nie musiał zgadywać. Wystarczyło, że wyciągnął rękę, a już ją złapał.
    – Tu – powiedział, odsłaniając oczy, i zobaczył w drzwiach Guo Chengyu.
    Wu Suo Wei chrząknął i powiedział stanowczym głosem:
    – Możesz wrócić do swojej pracy.
    Dziewczyna spełniła polecenie, a wychodząc, posłała w stronę gościa zalotne spojrzenie.
    Gdy zostali sami, Guo Chengyu usiadł i położył nogi na biurku prezesa. Spojrzał na niego znacząco i powiedział:
    – Wszystko widziałem.
    Chłopak łypnął na niego spod byka i postanowił skierować temat na inne tory.
    – Co tu robisz?
    – Muszę wymienić oświetlenie w firmie i przyjechałem zapoznać się z waszą ofertą.
    Chłopak rzucił mu pod nos katalog.
    – Bierz, co chcesz.
    – Za darmo?
    – Jakie za darmo? Dlaczego miałbym dać ci coś za darmo? Ciesz się, że nie doliczę dodatkowej opłaty.
    – I tu się mylisz. Słyszałem, że każdy, kogo uznajesz za wroga, dostaje od ciebie darmowe lampy. Swego czasu myślałeś, że mnie i Chi Chenga łączy coś więcej niż przyjaźń, więc chyba zaliczam się do grona twoich wrogów, co?
    Chłopak wycedził przez zaciśnięte zęby:
    – Uważaj, bo powiem o tym Shuaiowi.
    Słysząc, że prezes Wu nie zamierza iść na ten układ, Guo Chengu powiedział:
    – Chyba muszę dzisiaj wpaść do Chi Chenga.
    – Dobra, dam ci 1% zniżki.
    Mężczyzna nie odezwał się, tylko wstał i ruszył w stronę drzwi.
    – Niech ci będzie, 2 % zniżki. Nie mogę dać więcej.
    Guo Chengyu otworzył drzwi i wyszedł. Wu Suo Wei pognał za nim i dogonił go dopiero przy samochodzie.
    – 50%, dobrze? Sprzedam ci lampy za pół ceny, tylko nas nie odwiedzaj.
    Guo Chengyu był niewzruszony, wsiadł do auta i odpalił silnik.
    – 70%, pasuje?
    Mężczyzna nacisnął pedał gazu i ruszył.
    – Niech ci będzie! Weź lampy za darmo! Wracaj tu!
    Guo Chengyu bawił się świetnie, kiedy widział we wstecznym lusterku, jak chłopak krzyczy i na niego macha.

    
    Po pracy Chi Cheng przyjechał po Wu Suo Weia. Gdy wsiedli do auta, zadzwonił telefon Chi Chenga.
    – Cześć, Chengyu. – powiedział.
    Kiedy chłopak usłyszał to imię, zesztywniał.
    Chi Cheng przytaknął kilka razy i zakończyli rozmowę. Po chwili zwrócił się do Wu Suo Weia:
    – Chengyu powiedział, że razem z doktorem wpadną do nas wieczorem. Jedźmy na zakupy, bo nic nie mamy w lodówce.
    Chłopak zmusił się do uśmiechu.
    – Jasne.


    W supermarkecie Wu Suo Wei robił, co mógł, by przeciągnąć zakupy. Ziemniaki wybierał ponad 10 minut. Nie pasował mu ich kształt i uważał, że skórka jest dziwnie chropowata. W końcu wybrał kilka ziemniaków, które spełniały jego wygórowane wymagania. Chi Cheng był zdania, że chłopak zachowuje się irracjonalnie, ale udało im się wypełnić wózek całkiem sporą ilością produktów.
    – Chodźmy do kasy.
    – Jeszcze nie mamy wszystkiego – powiedział Wu Suo Wei.
    Chi Cheng skinął na niego głową, dając mu do zrozumienia, żeby szybko dobrał brakujące produkty. Wu Suo Wei skręcił w jedną alejkę, potem w drugą… Po 30 minutach Chi Cheng złapał go za kołnierz i zaciągnął do kasy, a potem do auta, bo gdyby tego nie zrobił, Wu Suo Wei biegałby po sklepie do jego zamknięcia.

 

 Tłumaczenie: Antha

Korekta: Nikkolaine

***





  Poprzedni👈             👉 Następny

 

 

 

 

 

 

 

Komentarze